Copperplate i liczby

Czasem od razu mam pomysł na notkę, a innym razem wydaje mi się, że nic nie pasuje. Po kilku zmienionych decyzjach ostatecznie postanowiłam dzisiaj podjąć się napisania kilku słów (i liczb) podsumowania I semestru kursu copperplate:
- ilość spotkań na kursie: 6,- ilość godzin spędzonych na kursie: 12,
- ilość godzin spędzonych w samochodzie: 24,
- ilość kilometrów przejechanych tam i z powrotem: 1800,
- ilość zniszczonych stalówek: 1,
- ilość zapisanych literkami kartek (na kursie): 50.

Nie wiem:
- ile osób poznałam podwożąc je tam lub z powrotem,
- ile mililitrów ekoliny zostawiłam na kartkach, a ile wsiąknęło w moją skórę,
- jaka była moja średnia prędkość poruszania się samochodem.

Najbardziej cieszę się z tego, że poznałam już wszystkie małe literki! Dzięki temu czułam się swobodniej robiąc świąteczne kartki. Wprawdzie posiadam podręcznik, którego kartki pomagają mi rozwiać wątpliwości i z powodzeniem mogłabym uczyć się z niego kaligrafii na swoim stoliczku, ale... Jest to jeden z argumentów, które delikatnie zmusiły mnie do zastanowienia się nad kontynuacją nauki w Szkole Kaligrafii. Zdecydowałam się jednak na dotrwanie do końca. Tyle samo jest przede mną, co i za mną. A jaki argument przekonał mnie do zaniechania nauki tylko w domu? Ludzie. Nie ma to jak spędzić czas z ludźmi. Poznać ich, jadąc samochodem. Podzielić się poglądami, wierzeniami, zainteresowaniami, celami... Zaskoczyć, mówiąc, że uczę się pisać. A także na samym kursie: pobyć z osobami mogącymi przez wiele godzin myśleć i mówić o literach, przyjrzeć się lepszym, ulżyć sobie wiedząc, że nie tylko mi coś nie wychodzi, usłyszeć celne i korygujące uwagi na temat moich literek. 


Litera k: jak się okazało - dotychczas największe wyzwanie.


W trakcie robienia kartek świątecznych (tak, świeczka ma dodać kaligraficznego klimatu).



Paroles, paroles, paroles... próby w celu rozwiania ostatnich wątpliwości co do połączeń literowych.


Jutro zaczynam drugi semestr...

Komentarze