Ledwie zaczęłam, a już wspominam

Jest taka piosenka, która brzmi (bardziej) mniej (niż) więcej: "Już pora spać...". Mnie jednak zachciało się jeszcze powspominać takie zamierzchłe zeszłoroczne czasy... Nie wiem jak narodził się pomysł, żeby iść na warsztaty/kurs kaligrafii, ale wiem, że znalazłam jakiś czas temu (w pierwszej połowie 2014r.) filmik, dzięki któremu zostałam zainspirowana do stworzenia narzędzi do kaligrafii. Użyłam:
- patyczka, 
- noża (może "nóż" brzmi zbyt szumnie - chodzi o nożyk do obierania ziemniaków), 
- stłuczonego szklanego pilniczka,
- tuszu pamiętającego jeszcze czasy, kiedy chodziłam do podstawówki,
- oczywiście papieru - korzystałam z mojego Zbioru Kartek Jednostronnie Wykorzystanych.



Najważniejsze było, żeby pisać. Nie wiadomo jak, nie wiadomo co, ale byle spróbować "jak to jest" - maczać i kreślić po papierze.

Tak wyglądają jedne z pierwszych próbek. 

Jest pewna przyczyna tego, dlaczego akurat wzięło mnie na wspominki. Chodzę na kurs i teoretycznie piszę coraz ładniej (w tej chwili stylem copperplate, ale pewnie za niedługo poćwiczę znowu frakturę). Domownicy i znajomi zachwycają się, a ja... Im więcej piszę, tym mniej podobają mi się moje wyniki. Z pisania patyczkiem byłam bardzo zadowolona, a teraz myślę o przejściu na jakiś inny rodzaj stalówki i zaczynam rozumieć o wiele bardziej zaawansowane ode mnie osoby, które na kursie "nie wierzą" pani prowadzącej, że "napisały to pięknie". Czy jest na to jakieś antidotum?

Komentarze

  1. Mnie się tam podoba, a patyczek jest "the Best". Na Twoim miejscu nie kupowałbym stalówek, tylko nazbierał w lesie i na strugał. Wyjdzie taniej i w zgodzie z tzw. naturą. Mam dobry nożyk (nie do ziemniaków) to oferuję usługi rzeźbiarskie, tylko dostarcz materiał do produkcji ;) Chyba wyhaftuję Ci ten patyczek na pamiątkę... Pomysł jak znalazł na koszulkę...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz